Moja dzisiejsza propozycja na słodki dodatek do popołudniowej, piątkowej herbaty to faworki. Nie wiem jak to wygląda u Was, ale u mnie w każdym maminym zeszycie jest przepis na te cudeńka - nierzadko jednak różniący się znacząco składnikami, proporcjami itp., dlatego też z reguły ciężko stwierdzić czy ten, który będziemy realizować będzie tym idealnym (a i oczywiście nikt nie pamięta który przepis jest najlepszy :)). Stąd też dziś postanowiłam wykorzystać przepis z książki Siostry Anastazji - i jak zwykle nie zawiodłam się. Oczywiście dla mnie najlepsze są jeszcze ciepłe, gdy zapach smażonego chrustu unosi się po całym domu, niemniej jednak na drugi dzień też są doskonałe. Niestety nie wiem jak to wygląda przez kolejne dni, bo u mnie dłużej nie dotrwały - ale myślę, że jest to doskonały sygnał do tego, że naprawdę warto je wypróbować. Smacznego!
Składniki:
6 żółtek
400 g mąki pszennej
12 łyżek gęstej, kwaśnej śmietany
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki spirytusu
szczypta soli
tłuszcz do smażenia
cukier puder do posypania
Wykonanie:
Mąkę mieszamy z żółtkami, proszkiem do pieczenia, szczyptą soli, śmietaną i spirytusem. Następnie starannie wyrabiamy ciasto, od czasu do czasu wybijamy ciasto wałkiem na stolnicy, aby powstały pęcherzyki powietrza. Potem przygotowane ciasto partiami wałkujemy, starając się jak najmniej podsypywać je mąką - żeby ciasto nie wysychało. Korzystając z radełka wycinamy pasy, które w środku nacinamy wzdłuż i przez tak stworzoną dziurkę przekładamy koniec. Smażymy na tłuszczu z obu stron na złoty kolor (do tłuszczu można dodać odrobinę spirytusu), po usmażeniu wyjmujemy na ręcznik papierowy, aby odsączyć nadmiar tłuszczu. Na koniec układamy faworki na talerzu i posypujemy cukrem pudrem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz